sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 7

Na początku chciałam bardzo, bardzo przeprosić, że nie było tutaj nic TAK DŁUGO, ale zaczynam nadrabiać zaległości. ;)

___________________________

*oczami Nialla*

Biegłem najszybciej jak mogłem ale to i tak nie wystarczyło. Ułamek sekundy i moją rękę bezlitośnie musnął pocisk. Nie zatrzymałem się, choć bolało o wiele bardziej niż mogłem to sobie wyobrazić. Chciałem wydostać się z tego okropnego pomieszczenia, pełnego krzyków, wrzasków, odgłosów strzałów, ale świadomość, że Eleanor to ukochana Louisa, mojego najlepszego przyjaciela, trzymała mnie dalej wewnątrz.
Zobaczyłem ich dwójkę, biegnącą w stronę tylnego wyjścia. Byli już poza zasięgiem porywaczy, zupełnie bezpieczni. Potykając się, zbliżali się do drzwi. Skierowałem się w ich stronę, kiedy nagle otrzymałem mocny cios w głowę i padłem nieprzytomny na ziemię. Ocknąłem się na noszach, podczas gdy lekarze wynosili mnie do karetki. Katie szła obok ratowników i krzyczała ledwie słyszalne dla mnie słowa. Odpowiadałem jej szeptem, starając się brzmieć wyraźnie. W pewnej chwili wszystko zaczęło się rozmazywać, a potem była już tylko ciemność.
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po dziwnie pustym pokoju. Wpatrywałem się długo w detale pomieszczenia, aż uświadomiłem sobie, że jestem w szpitalu. Uderzyła we mnie silna fala wspomnień. Strzelanina, Louis, porywacze, Eleanor, Katie, dziecko, Katie.. Katie i dziecko. Boże, co z nimi?! Zacząłem rzucać się po łóżku, krzyczeć, płakać, bałem się, że coś im się stało.
- Katie! - szlochałem - Przyprowadźcie ją tu! Pomocy! Katie! Błagam!
Płakałem, nie umiałem się opanować, targały mną złe przeczucia. Do pokoju wbiegł lekarz, niezwykle zdenerwowany i pobladły ze strachu. Sprawdzał wszystkie urządzenia, wstrzyknął mi jakiś płyn do kroplówki, próbował zapanować nad sytuacją.
- Nie! To nie żadne pogorszenie stanu! Przyprowadź tu Katie! Przyprowadź ją, proszę! Błagam... - Krzyczałem nie umiejąc się opanować.
Złapałem mężczyznę za koszulę i mocno szarpnąłem, tak że zacisnęła się na jego szyi.
- Powiedz mi, że nic się jej nie stało! Przysięgnij! Chcę ją zobaczyć! Przyprowadź ją! Ona jest dla mnie wszystkim! - rozkleiłem się jak nigdy.
Szlochałem, podkulałem nogi, rzucałem się w spazmach. Nie byłem sobą, nie umiałem się pohamować.
-Spokojnie, już spokojnie. Kim jest Katie? To twoja siostra, dziewczyna? Jak ma na nazwisko? Ktoś czekał tu całą noc żeby się z panem zobaczyć. Blondynka i trzech chłopaków. Czwarty poszedł do dziewczyny przywiezionej z tego samego wypadku co pan. Czyżby to była ta blondynka?
- Katie Brooks. Tak! Tak, tak, tak! Błagam niech ona tu przyjdzie proszę.. Proszę! - krzyczałem.
Patrzyłem niecierpliwie jak lekarz wychodzi na korytarz, słuchałem jak rozmawia z Katie. Nie byłem w stanie się pohamować. Wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem prosto do drzwi. Zobaczyłem ją, moją ukochaną Katie, całą zapłakaną, zmęczoną, zapadniętą w sobie. Rozpłakałem się, jednocześnie przytulając ją mocno do siebie.
- Boże, Niall, tak bardzo się martwiłam. - wyszeptała Kat.
- Nie mogłem bez ciebie wytrzymać. Myślałem, że umrę, dręcząc się myślami, że tobie i dziecku mogło się coś stać. Tak bardzo chciałem cię już zobaczyć. Nie pamiętałem, co się w końcu z tobą stało. Martwiłem się, boże, tak bardzo! - zacząłem jeszcze głośniej szlochać.
- Cii.. Kochanie, kocham cię. Nie płacz, proszę. Jak to dobrze, że mogę w końcu z tobą porozmawiać. Nie umiałam znaleźć dla siebie miejsca, kiedy ty leżałeś w sali sam, bezbronny, nieprzytomny. Nie mogłam tam wejść, to bolało. - teraz także i Katie płakała.
Wszedłem do sali, wciąż trzymając za rękę dziewczynę. Usiadłem na łóżku i przytuliłem ją do siebie najmocniej jak umiałem. Tak bardzo mi jej brakowało. Tak bardzo... Leżeliśmy, trwając w zgodnym milczeniu, uśmiechając się do siebie i wpatrując w swoje oczy, jakbyśmy dopiero się poznali. Moglibyśmy tak leżeć już do końca świata, ale ten jakże uroczy moment musiało rozwalić trzech wariatów.

*oczami Hazzy*

- Niaaaaaaaaaall! Jak myśmy się martwili! - zacząłem krzyczeć na całą salę, wskakując na łóżko obok Niallera i Katie. - O dzięki Bogu, że teraz już siedzisz, gadasz i wszystko jest okej.
Wtuliłem się w chłopaka, obejmując też Katie. Zaraz podbiegli do nas też Zayn i Liam. Wszyscy krzyczeliśmy, przytulaliśmy się, aż w końcu przyszła pielęgniarka, bardzo rozzłoszczona, że tak hałasujemy.
- Tęskniłem za wami wszystkimi. - Zaczął Nialler - Tylko jedna noc, kiedy byłem półprzytomny, a nie byłem się w stanie ogarnąć, takie życie, to nie jest życie. Jak to dobrze, że jestem jednym z was, że razem jesteśmy One Direction.
- Oj stary, my też sobie takiego życia nie wyobrażamy. - zaśmiał się Zayn i poklepał Nialla po ramieniu.
W tej chwili w drzwiach stanęli Louis i Eleanor.
- Już mnie wypisali. - uśmiechnęła się El - Nie mogę się doczekać kiedy będziemy w domu.
- Nialler? A ty kiedy wychodzisz? - spytałem się przyjaciela.
- Dzisiaj! - powiedział po chwili zastanowienia.
- Zaraz, co? Przecież lekarz powiedział, że posiedzisz ze dwa tygodnie! - zdziwiła się Katie.
- Nie obchodzi mnie to, wypisuję się i tyle. - szepnął Niall.
- Jak chcesz...
Wszyscy rozmawiali, przytulali się, śmiali. Wcale nie wyglądali jakby byli w szpitalu. Tylko Kat, stała przy oknie sama, nikt nie zwrócił na nią uwagi. Zastanawiałem się, co się mogło stać. Nie obraziłaby się przecież na Niallera. Zastanawiałem się czy do niej nie podejść, ale stwierdziłem, że na razie nie czas. W końcu blondyn wyszedł do gabinetu lekarza i wypisał się na własne życzenie. Wszyscy czekali w pokoju, aż się ubierze, wyszykuje i będzie gotowy do wyjścia. Kiedy w końcu się ogarnął, a wszyscy ruszyli w stronę wyjścia, stwierdziłem, że już czas zagadnąć Katie, która szła na samym końcu, za wszystkimi.
- Coś nie tak, mała? Jesteś zła na Niallera? Wiesz, on jest silny, odporny, da radę. - uśmiechnąłem się.
- Słucham? Nie, nie.. - odparła zdekoncentrowana - Nie jestem na niego zła, po prostu.. Och, to coś innego. Nieważne.
- Ok, kochana. Ale.. jakby co to zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym? - zrobiłem smutną minę.
Patrzyła na mnie przez chwilę pustym wzrokiem.
- Przepraszam Harry, mam problem, ale na razie nie mogę nic nikomu powiedzieć. Może się okazać, że uda się go łatwo rozwiązać, ale nic nie wiadomo. Jestem bardzo zdenerwowana. Czy.. Czy mógłbyś mnie przytulić? - wyszeptała podłamana.
- Oczywiście. Dla ciebie wszystko, Kat. - przytuliłem ją mocno, chciałem by poczuła się bezpiecznie.
Oby wszystko było dobrze, bo ta dziewczyna zasługuje na wszystko co najlepsze.

*oczami Katie*

Nie mogłam uwierzyć, to znowu się dzieje. Koszmar powraca. Miałam cichą nadzieję, że to wszystko da się rozwiązać, odkręcić. Nie wyglądało to jednak dobrze. Myślałam, że mam to za sobą, że nigdy się nie powtórzy. Podczas tej okropnej nocy, kiedy Nialler był w szpitalu, dostałam smsa. Wystarczyło spojrzeć na ten okropny numer i już wiedziałam, że koszmar powrócił. Byleby tylko nic nie stało się nikomu z moich najbliższych. Wślizgnęłam się do samochodu i wpatrywałam się w okno. Myśli coraz bardziej mnie dręczyły. Bałam się, potwornie się bałam. Zaczęłam się zastanawiać, czego on znów będzie ode mnie chciał. Może tylko się pomylił.. Może dręczy kogoś innego, może to tylko złudzenie... Pewnie da się to jeszcze jakoś odkręcić. Na pewno będzie dobrze. Jest nadzieja.. Zerknęłam przez szybę i zobaczyłam czarnego kota, przebiegającego przez ulicę.
I już wiedziałam, że nie będzie dobrze.

___________________
mam nadzieję, że się podoba :) już niedługo, tym razem naprawdę niedługo rozdział 8 ;> proszę, komentujcie, dla was chwila, dla mnie bardzo dużo.

niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 6

* oczami Katie*


Wszystko wokół mnie działo się w zwolnionym tempie. Słyszałam strzały, krzyki, odgłosy bójek. Chwilę potem przyjechała policja, która będąc uprzednio dobrze poinformowana, od razu wkroczyła do akcji. Biegali w tą i z powrotem, krzyczeli, wymachiwali rękoma. Nagle jeden z policjantów wybiegł i wyjął telefon. Gorączkowo wystukiwał jakiś numer, po czym przyłożył komórkę do ucha i mówił niezrozumiałe dla mnie słowa spokojnym tonem. Ledwo się rozłączył przyjechały służby specjalne i karetka. Minutę później było już po wszystkim. Wyprowadzili porywaczy i brutalnie wepchnęli ich do radiowozu. Następnie moim oczom ukazał się drastyczny widok. <włącz> Na noszach lekarze wynosili Nialla. Był cały w krwi, najbardziej ucierpiała jednak jego ręka. Łzy zaczęły szybko spływać po moich bladych policzkach. Podbiegłam do niego i odruchowo chwyciłam zakrwawioną dłoń. Powoli, z wielkim trudem otworzył oczy. Szkliły się w południowym słońcu, które zupełnie nie pasowało do naszej tragicznej scenerii.
- Niall! Nie zostawiaj mnie! Proszę! - krzyczałam w szoku. - Nie możesz nam tego zrobić! Proszę, nie zostawiaj mnie! Tak bardzo cię kocham.. Proszę, Niall...
- Katie, nie opuszczaj mnie. Trzymaj mnie za rękę.. Proszę.. - wychrypiał niemal niesłyszalnym szeptem chłopak.
- Obiecuję skarbie, obiecuję. - odszepnęłam przez łzy.
Prowadziłam go do karetki, po czym stanowczo oświadczyłam, że jadę razem z nimi. Całą drogę ściskałam kurczowo rękę mojego chłopaka, nie chcąc złamać obietnicy. Cicho wymawiałam słowa modlitwy, prosząc o zdrowie dla Niallera. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby miał teraz umrzeć. Boże, to się nie może stać! Zaczęłam płakać, spazmatycznie oddychać. Rzucałam się po podłodze samochodu, nie umiejąc pogodzić się z rzeczywistością. Lekarz podszedł do mnie i wręczył do ręki kubek gorącej herbaty. Nie pytałam skąd mają takie rzeczy, w obecnej chwili inne kwestie były dla mnie ważne. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Nie mogąc usiedzieć w miejscu, chodziłam w tą i z powrotem po karetce. Rozgrzane policzki paliły w zetknięciu ze słonymi łzami, które nie uznawały żadnych ograniczeń i spływały szybko niczym mały wodospad. Przed moimi oczami zamajaczył w oddali budynek szpitala. Pomyślałam, że zaraz doktor nam pomoże, Niall pobędzie tu dwa, góra trzy dni i wrócimy cali i zdrowi do domu, ale dokładnie w tym momencie rozpoczęło się piekło. Wszystkie aparatury, które znajdowały się wewnątrz pojazdu zaczęły przeraźliwie piszczeć, błyszczeć, pikać. Stan blondyna pogarszał się z minuty na minutę. Zanim wynieśli go na noszach do środka posępnie wyglądającego szpitala, musieli reanimować chłopaka. Biegłam za nimi aż do sali operacyjnej, gdzie siłą powstrzymali mnie od pójścia dalej. Siedziałam na krześle, wbijając pusty wzrok w zieloną ścianę. Ktoś wszedł do korytarza, jednak nie byłam w stanie odwrócić głowy, byłam zbyt odrętwiała i pusta w środku by zwrócić na cokolwiek uwagę. Usłyszałam miękki, ciepły głos, powoli zbliżający się do mnie.
- Katie, jak się trzymasz? - zapytał Harry,ale nie odpowiedziałam mu. - Katie, będzie dobrze.. Proszę, tylko się nie załamuj.
- Nie będzie dobrze Harry. Nie widziałeś go? Jego stan jest sto razy poważniejszy niż stan Eleanor. Ona ma ledwie kilka siniaków, a Nialla po..po..postrzelili.. - rozkleiłam się zupełnie.
- Hej, hej mała, nic mu nie będzie. Katie! Nie możesz tracić nadziei, tak? Poza tym, miałaś się nie denerwować.. - obok mnie pojawił się Louis. - Myślisz, że ja czegoś takiego nie przeżywałem kiedy porwali Eleanor? Ale trzeba wierzyć, że będzie dobrze. To jedyne wyjście.
- Nasza kochana, mała siostrzyczko... - zaczął Liam, który dosłownie wyrósł spod ziemi.
- On z tego wyjdzie, choćby nie wiem co... A ty musisz się teraz przespać, odpocząć, cokolwiek.. - dokończył Zayn, który pojawił się tak samo niespodziewanie jak Liam.
Uśmiechnęłam się do nich i zrobiliśmy wielkiego miśka. W ich uścisku było mi bardzo dobrze, wiedziałam, że będą ze mną do końca życia. Jednak świadomość, że nie ma tu z nami tej szóstej, najważniejszej osoby dobijała mnie.. I to bardzo.. Siedzieliśmy wszyscy w poczekalni, tylko Louis poszedł do sali, gdzie leżała Eleanor. Nagle przybiegł do nas lekarz. Był zziajany, jakby przed chwilą przebiegł wiele kilometrów. W sumie nawet i parę metrów by go zmęczyło, bo był już dosyć stary.
- Państwo są od pana Nialla Horana? - wydyszał.
- Tak.. Tak! Tak! Tak! - zaczęłam krzyczeć jak szalona - Co z nim? Coś nie tak? Czy potrzebne będzie jakieś szczególne leczenie? Co się dzieje?
- Spokojnie, spokojnie.. Z panem Horanem wszystko w porządku. Sytuacja jest opanowana, nic nie zagraża jego życiu, stan jest stabilny. Poleży w szpitalu tydzień, dwa i wszystko będzie dobrze. - powiedział już nieco uspokojonym tonem doktor.
Zaczęłam płakać. Wszyscy zaczęli się na mnie dziwnie patrzyć.
- Kat, co jest? - zaczął Harry - Przecież Nialler z tego wyjdzie..
- Nie, nie, to nie tak, że mi smutno.. To łzy szczęścia. - uśmiechnęłam się. - Tak cholernie się bałam, że go stracę, że dziecko będzie bez ojca.. Ale teraz już się nie boję. Będzie dobrze, wiem na pewno. Czy mogę go zobaczyć?
- Na razie nie, ale jutro na pewno. - uśmiechnął się lekarz.
- No i widzisz mała, mówiłem, że będzie dobrze. - szepnął Louis.
- Dziękuję. - odpowiedziałam, po raz pierwszy od wielu dni spokojna.

_________________________
I oto mamy 6 rozdział. :* trochę krótki, no ale jest. :>
zostawiajcie komentarze ;)

sobota, 12 maja 2012

Rozdział 5

*oczami Eleanor*


Boże, dobry Boże, jeśli tylko mnie słyszysz, proszę, zrobię wszystko, tylko pomóż mi się stąd wydostać, błagałam w duchu. Siedziałam w ciemnej, zapleśniałej piwnicy, oddalonej o setki kilometrów od domu chłopaków, w którym przebywali już od kilku dni po skończonej trasie koncertowej. Zapach, który się tutaj unosił był wręcz nie do zniesienia. Przy ścianach leżały kawałki kartonów, zdechłe szczury, skrawki ubrań. Przywieźli mnie tutaj dwa dni temu. Szłam prawie pustą ulicą. Godzina była późna, ale nie spieszyło mi się do domu. Spokojnie stawiałam kroki, gdy nagle, z bocznej uliczki wyskoczyło dwóch mężczyzn ubranych na czarno. Jeden złapał mnie od tyłu, unieruchamiając ręce, a drugi zakleił usta taśmą. Zaciągnęli mnie do starego, obskurnego samochodu, związali ciasno grubym sznurem i wpakowali na tylne siedzenie. Jęczałam, żeby odkleili mi tą ohydną taśmę, bo nie mogę głęboko oddychać, ale zamiast tego dostałam porządnie w policzek. Do tej pory pozostał mi siniak. W czasie tej, prawdopodobnie najgorszej podróży mojego życia czas dłużył mi się niesamowicie. Nagle wpadłam na genialną myśl. Przypomniałam sobie, że mam telefon w kieszeni. Jakimś cudem udało mi się go wyciągnąć i wsunąć w majtki, co skutecznie zmniejszyło ryzyko, że mi go odbiorą. Miałam zamiar napisać potem sms'a do Louisa, żeby jakoś mnie namierzyli. Tak bardzo za nim tęskniłam. Jedyne czego pragnęłam, to tego, żeby mnie uwolnił i mogłabym zatopić się w jego ramionach, nie odchodząc od nich już nigdy. Brakowało mi jego uśmiechu, obsesji na punkcie marchewek i pasków, sposobu w jaki mnie całował, obejmował. Na samą myśl zaczęłam płakać. Mężczyźni odwrócili się do mnie i po raz kolejny oberwałam, tym razem w drugi policzek. Przykleiłam nos do szyby i wypatrywałam jakiegokolwiek znaku, który pozwoliłby mi rozpoznać okolicę. Po około dwóch godzinach dojechaliśmy do starego, opuszczonego budynku, w zupełnie nieznanej mi okolicy. Wprowadzili mnie do tej okropnej piwnicy i zamknęli drzwi na klucz. Dali mi zapas butelek wody, ale o jedzenie się nie zatroszczyli. Jeszcze nigdy nie czułam się tak okropnie wymęczona. Byleby tylko mnie znaleźli, nie chcę jeszcze umierać...

*oczami Louisa*


Siedziałem cicho w kącie zupełnie nie zwracając uwagi na to, co dzieję się dookoła. Kołysałem się bezmyślnie wprzód i w tył, wpatrując się ciągle w ten sam punkt na ścianie. Myślałem tylko o Eleanor, która w tej chwili mogła już nie żyć. Nie mogłem odrzucić od siebie tej myśli, a ona rozszarpywała mnie od środka. Rozpłakałem się jak małe dziecko. Harry natychmiast przybiegł do mnie i przytulił.
- Lou, kochanie, nie martw się, proszę. Eleanor na pewno się znajdzie, to tylko kwestia czasu. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Skarbie, proszę nie płacz bo, i ja.. ja.. - głos załamał się Loczkowi i on również się rozpłakał.
Podeszła do nas Katie z Niallem. Nic nie mówiła, tylko patrzyła, przekazując spojrzenie pełne współczucia i wsparcia.
- Katie? - wychrypiałem ze łzami w oczach, który w sekundzie dwoiły się i troiły.
- Tak, Lou? - spytała troskliwie.
- Zrób coś dla mnie.. Nie przejmuj się, nie denerwuj. To tylko źle wpływa na dziecko. Jeśli coś się stanie maluchowi to sobie tego nie wybaczę. Dlatego obiecaj mi, że pójdziesz teraz do sypialni, położysz się spać, odpoczniesz.. tak? Nie zadręczaj się. Jutro rano wyjeżdżam, żeby szukać Eleanor. Może jej numer telefonu coś pomoże w poszukiwaniach, przekażę go policji. Na pewno będzie dobrze. Będzie dobrze, taak, na pewno.. Tylko muszę zadzwonić do mamy, bo w niedzielę idziemy do niej z Eleanor na obiad.. Tak, wszystko jest okej, tak..
- Lou, zaczynasz majaczyć, gadać brednie. Ruszam do łóżka, ale najpierw ty to zrobisz. No już, raz, dwa.
Kiedy w końcu ułożyłem się w łóżku, myśli o ukochanej zaczęły mnie przytłaczać. Do świadomości dobijały się wszystkie myśli, które wspólnie spędziliśmy. Po twarzy zaczęła mi spływać pojedyncza łza. Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącego sms'a. Niemal rzuciłem się na telefon. Prawie zemdlałem kiedy zobaczyłem, że nadawcą wiadomości jest Eleanor. Drżącymi rękoma otworzyłem wiadomość i zacząłem czytać: ' Caxton Road, Beccles, wzywaj pomoc zanim będzie za późno. Kocham cię. Eleanor' W jednej chwili wiedziałem co robić. Przebrałem się w spodnie i koszulę, założyłem buty, narzuciłem kurtkę i wybiegłem z domu żeby ją odnaleźć.

*oczami Nialla*


- Niall, nie ma go. - powiedziała wtulona we mnie dziewczyna.
- Co? Kogo? Nie przyszedł pan od pizzy? Co ja teraz zjem? - mruknąłem zaspany z przerażeniem w głosie.
- Obudź się głupku. Louis wyszedł w nocy! - krzyknęła mi Katie wprost do ucha.
Przebudziłem się w mgnieniu oka. Wstałem z łóżka i pobiegłem do pokoju przyjaciela. Wyrzucałem wszystko z szafek, przetrząsałem książki, parę razy otwierałem i zamykałem laptopa. Nagle zauważyłem małą karteczkę na parapecie. Rzuciłem się w jej stronę, ale nie zauważyłem progu łóżka. Potknąłem się o nie i runąłem jak długi na podłogę.
- Auć! - syknąłem. Dotknąłem pulsującego czoła, z którego siąpiła się krew. - Cholera jasna!
Wziąłem kartkę i zacząłem czytać. 'Eleanor jest na Caxton Road w Beccles. Pojechałem jej szukać. Zawiadomiłem policję. Proszę, nie przyjeżdżajcie żeby nic się wam nie stało. Kocham was, czekajcie na dalsze wieści. Louis xx'  W głowie już układałem plan działania. Zbiegłem po schodach na parter, gdzie czekała na mnie Katie.
- Jedziemy do Beccles! - krzyknąłem. - Spójrz na to!
- Myślisz, że on by chciał, żebym tam była? Nie chcę, żeby coś stało się dziecku, nie chcę, żeby Lou się martwił.. Chociaż.. hmm, no nie wiem już sama. - mruknęła niezdecydowana dziewczyna.
- Katie! Ty się jeszcze wahasz?! Do samochodu, jazda!
Złapałem ją za rękę i zaciągnąłem do samochodu. Przebyliśmy trasę w pełnym napięcia milczeniu. Martwiłem się o stan zdrowia Katie, w końcu obiecałem lekarzowi, że zatroszczę się o jej zdrowie, ale w tej sytuacji nie mogłem postąpić inaczej. Miałem tylko nadzieję, że to nie będzie miało żadnych skutków ubocznych. Kiedy dotarliśmy do miasta byłem zupełnie zdenerwowany, a ręce trzęsły mi się bardziej niż przed pierwszym koncertem. Krążyliśmy między ulicami, objechaliśmy ich mnóstwo, ale tej jednej nie mogliśmy znaleźć. Nagle odezwał się telefon.
- Niall, jesteście w domu? Katie jeszcze śpi? - szeptał Louis.
- Stary.. Jesteśmy w Beccles. - odparłem zmieszany. - Nie denerwuj się, już dojeżdżamy. Zaraz będziemy na miejscu, porozmawiamy, odnajdziemy Eleanor, będzie dobrze.
- Co ty wygadujesz?! Jak mogłeś? Przecież prosiłem! Ale teraz to na nic.. Po prostu przyjeżdżajcie szybko, namierzyłem już budynek, w którym ją trzymają.
Odnaleźliśmy Louisa po niespełna pięciu minutach. Przywitaliśmy się szybko i zaczęliśmy wszystko planować.
- Myślę, że powinniśmy poczekać na policję. - stwierdziła Katie.
- Nie możemy czekać. Możliwe, że wszystko zależy teraz od tych kilku chwil. Nie wiem jak wy, ale ja tam wchodzę. - odparł Lou.
- Katie, zostań tu, ja idę. - stwierdził Niall.
- Nie, proszę. Poczekajmy chociaż chwilę. Błagam. - szeptała Katie bez skutku.
Nie mogłem sobie na to pozwolić. Ruszyliśmy po schodkach do drzwi tajemniczego pomieszczenia. Otworzyliśmy je i zaczęliśmy skradać się po cichu. Nagle zobaczyliśmy dwóch porywaczy. Rozmawiali zawzięcie, niezwykle pochłonięci jakimś tematem. Postanowiliśmy zakraść się od tyłu i obezwładnić ich, uderzając w głowę. Stąpaliśmy jak po cienkim lodzie. Wszystko szło świetnie, zbliżyliśmy się znacznie do mężczyzn. Wtem zaczął dzwonić telefon Louisa. Ułamki sekundy dzieliły nas od katastrofy. Usłyszałem huk wystrzelanego pistoletu, a potem była już tylko ciemność.

_______________________
I oto mamy długo wyczekiwany 5 rozdział. :) Przepraszam, że tak długo czekaliście. Proszę, jak przeczytacie, to zostawcie komentarz z opinią, dla was to chwila, a dla mnie to wiele znaczy. :*



Mała wzmianka

Kochani, dziękuję za to ponad 500 wejść <3 Jesteście cudowni, że i tak czytacie te moje wypociny. :* Już niedługo 5 rozdział, obiecuję.

wtorek, 1 maja 2012

Rozdział 4

*oczami Nialla*

Biegłem wzdłuż szpitalnego korytarza, nie mogąc odnaleźć sali, wskazanej mi przez pielęgniarkę. W głowie wirowało mi tysiące pytań dotyczących Katie. Tak bardzo się o nią martwiłem. Jeszcze nigdy nie byłem świadkiem wypadku, którego doświadczyła. Prawdopodobnie dlatego byłem taki przerażony. Błądziłem oczami, w poszukiwaniu kogoś kto by mnie pokierował. Nagle zobaczyłem lekarza, którego natychmiast zbombardowałem gradem pytań.
- Doktorze! Co z nią? Dlaczego zemdlała? Co z dzieckiem? - krzyczałem spanikowany.
- Panie Horan, proszę się uspokoić. Wszystko jest w porządku. Takie wypadki są często spotykane u kobiet w ciąży. To tylko zwykłe osłabienie. Radzę zadbać o stan zdrowia panny Brooks, nie pozwalać jej się przemęczać, a będzie dobrze. - uśmiechnął się do mnie spokojnie i odszedł.
- Proszę pana, ale gdzie ona...?
- Sala nr 125, po lewo. - odpowiedział radośnie lekarz.
Wszedłem do sali i tam ją zobaczyłem. Leżała na twardym, szpitalnym łóżku, całkowicie bezbronna i niewinna. Była pogrążona w płytkim śnie, słyszałem jej miarowy oddech. Niezwykle blada twarz kontrastowała nawet z pięknymi blond włosami, które teraz odbijały promienie słońca, wpadające przez duże okno. Usta miała lekko spierzchnięte, a na policzku rumienił się mały ślad od uderzenia w mój nadgarstek, kiedy zemdlała. Podszedłem cicho do stolika stojącego obok łóżka, chwyciłem kubek z wodą i drewnianą szpatułką owiniętą bandażem. Zanurzyłem ją w wodzie, a następnie zwilżyłem usta Katie. Powoli otworzyła oczy,
- Niall? - wyszeptała - Jak dobrze cię widzieć.
Uśmiechnęła się na mój widok. Katie, moja ukochana Katie, za którą tak bardzo tęskniłem.
- Skarbie, jak się czujesz? - pocałowałem ją w czoło - Czegoś ci potrzeba? Przynieść ci coś do jedzenia, picia?
- Po prostu mnie stąd zabierz. Nie mam zamiaru tutaj dłużej siedzieć. Nienawidzę szpitali, mam z nimi złe skojarzenia. Błagam, zrób to dla mnie. Porozmawiaj z lekarzem, nie chcę tu być. - gwałtownie przytuliła się do mnie i zaczęła szlochać.
- Spokojnie, już cii... Będzie dobrze. - zacząłem głaskać jej włosy - Załatwię to, obiecuję.
- Naprawdę? - Katie gwałtownie się wyprostowała - Dziękuję ci, dziękuję!
Łzy lśniły w jej oczach i odbijały promienie, pięknie je rozświetlając. Patrzyłem na jej piękną twarz, która odprowadzała mnie wzrokiem do drzwi. Pomachała mi radośnie i położyła się z powrotem. Przychyliłbym jej nieba, zrobiłbym wszystko, byleby była szczęśliwa. Skierowałem się w stronę gabinetu doktora, by spełnić życzenie mojej ukochanej.

kilka dni później...


*oczami Katie*

Siedziałam z Niallerem na kanapie. Trzymał ręce na moim brzuchu, który delikatnie się zaokrąglił. Teoretycznie miał prawo, w końcu to 3 miesiąc. Uśmiechaliśmy się do siebie trwając w zgodnym milczeniu. Było mi tak dobrze. Zawsze marzyłam o takim chłopaku, jakim był Niall. Czuły, troskliwy, kochający, był przy mnie w każdej chwili.
- Skoro w końcu mamy chwilę dla siebie i nie zanosi się na to, żebym znowu zemdlała, to może porozmawiamy na temat Harry'ego i jego bycia ojcem chrzestnym? - uśmiechnęłam się.
- Katie.. Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Owszem, Harry jest troskliwy i umie zająć się dziećmi, ale nie jestem przekonany co do jego odpowiedzialności.. - odpowiedział Niall.
- Kochanie, bez urazy, ale gadasz jak osiemdziesięcioletni staruch - wybuchnęłam śmiechem - Jestem przekonana, pewna w stu procentach, że to dobra decyzja.
- Skoro tak uważasz.. No dobra. - pocałował mnie w policzek. - Mam go teraz zawołać, powiemy mu to w tej chwili?
- Jasne! To świetny pomysł. - przytuliłam się do niego - Kocham cię, wiesz?
- Oj wiem, wiem.. - roześmiał się łobuzersko - Harry! Chodź tu Elvisie!
Z pokoju na górze dobiegł nas dziwny hałas. Brzmiał jakby poprzewracały się wszystkie szafki, potłukły wazony, a sam chłopak też doznał jakichś urazów.
- Masz swojego ojca chrzestnego, bardzo odpowiedzialnego. - stwierdził zażenowany Niall.
- Nie przesadzaj. - uśmiechnęłam się w jego stronę.
Nagle po schodach zbiegł nieco poturbowany Harry, z siniakiem na ręce i podskakujący na lewej nodze.
- Nic mi nie jest! Nie obawiajcie się! To tylko mały wypadek. Hazza to zaraz sprzątnie! - wykrzyknął rozbawionym tonem.
- Harry, usiądź na kanapie. Musimy pogadać. - odparł poważnie Niall.
- Ymm... Coś się stało? Jesteś jakiś taki spięty.
- Stary, mamy do ciebie prośbę, chodzi o to, że.. - Irlandczyk zaczął się denerwować.
- Chcemy, żebyś został ojcem chrzestnym naszego dziecka. - dokończyłam.
Przez chwilę Harry tylko mrugał ze zdziwienia i wpatrywał się w nas z niedowierzaniem. Siedzieliśmy tak dobre parę minut. W pewnej chwili chłopak zerwał się z kanapy i zaczął biegać po całym domu.
- Będę ojcem chrzestnym! Hurra! Mówię wam, nie pożałujecie! Będę najlepszym ojcem chrzestnym na całej planecie! Rany, kocham was! No nie mogę uwierzyć! - krzyczał jak szalony.
- Skarbie, chodź, pójdziemy na spacer. Jeszcze chwila, a rozwali cały dom. Nie chcę być tego świadkiem. - szepnął mi do ucha Niall.
Szybko ubraliśmy się i wymknęliśmy z domu. Skierowaliśmy się w stronę uroczego parku. Spacerowaliśmy chwilę dookoła stawu, po czym usiedliśmy w odludnym miejscu, żeby nie natknąć się na natrętne fanki.
- Ellie... Tak, Ellie to zdecydowanie dobry pomysł. - powiedziałam nagle z przekonaniem.
- O czym tu mówisz? - odparł zdziwiony Niall.
- O imieniu dla dziecka głupku. - roześmiałam się.
- A co jeśli to będzie chłopczyk?
- Hmm... Może Andy?
- Nie ma mowy! - krzyknął z udawanym oburzeniem - Jeśli to będzie chłopiec, to będzie się nazywał David.
- Jasne, jasne. Jeszcze zobaczymy. - stwierdziłam zadowolona.
Niall złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Śmialiśmy się radośnie, turlaliśmy po trawie. Nagle z nieba zaczęły kapać małe krople deszczu. Biegliśmy jak oszaleli do domu, aby tylko nie zmoknąć, ale po powrocie i tak byliśmy doszczętnie przemoczeni. Kiedy w końcu udało nam się wysuszyć, był już wieczór.
Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy telewizor. Za oknem szalała burza, panował mroczny nastrój. W połowie nudnego filmu, który oglądaliśmy dołączyła do nas reszta zespołu, nie było jedynie Louisa. Zayn zaczął rzucać się z Harrym popcornem, a Niall rozpaczał, że marnują jedzenie. Liam właśnie opowiadał mi kawał, kiedy zgasło światło. Wszyscy zamilknęliśmy przestraszeni.
- Pewnie wysadziło korki. - wyszeptał Harry - Pójdę sprawdzić.
Wstał, lecz nie zdążył postawić ani kroku, bo nagle drzwi otworzyły się hukiem. W niedalekiej okolicy uderzył piorun, który oświetlił twarz mrocznej, zmoczonej deszczem osoby. Postać wbiegła na środek pokoju i zaczęła cicho płakać.
- Porwali Eleanor. - szepnął Louis.
_______________________________

i mamy 4 rozdział :> Proszę, piszcie komentarze, co sądzicie <3
Kasia

sobota, 28 kwietnia 2012

Rozdział 3

Tłum rozkrzyczanych fanek zbierał się przed sceną. W garderobie panowało radosne podekscytowanie. Razem z Niallem staliśmy naprzeciwko lustra i przyglądaliśmy się swojemu odbiciu.
- Już niedługo w tym odbiciu zobaczymy także nasze dziecko - mruknął mi do ucha Niall.
- Cieszysz się? - zapytałam z nutką niepewności w głosie.
- Oczywiście. Głuptasie, nigdy nie przestanę kochać ciebie i naszego dziecka, rozumiesz?
Uśmiechnęłam się lekko. Niepotrzebnie chowałam w sobie tyle złych przeczuć. Postanowiłam je odrzucić i niepotrzebnie się nie zamartwiać. Rozejrzałam się po pokoju. Zayn przygładzał swoje włosy kolejną porcją żelu. Louis przechadzał się w tą i z powrotem rozmawiając przez telefon z Eleanor. Liam całował się w kącie z Danielle, która otrzymała propozycję pracy w grupie tanecznej, występującej na koncertach chłopaków. Harry tulił na rękach małą Lux, córkę stylistki zespołu. Zatrzymałam na nim wzrok. Tak słodko razem wyglądali. Od razu przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Niall, spójrz. - wskazałam na Harry'ego. - Jest taki troskliwy, delikatny. Chciałabym, żeby był ojcem chrzestnym naszego dziecka. Co o tym myślisz?
- Chłopaki, pora wychodzić na scenę. - krzyknął Paul, menadżer zespołu.
- Później o tym pogadamy skarbie. - odpowiedział mi Niall i pobiegł za chłopakami.
Byłam z niego taka dumna. Widziałam jak się starał, każdy jego ruch był perfekcyjnie zaplanowany, przemyślany. Podziwiałam go za spokój, radosne podejście w kwestii ciąży. Zupełnie go to nie przerażało. Ostatecznie sprawiał, że czułam się o wiele pewniej w całej tej sytuacji. Całkiem odprężona skierowałam się na widownię, do strefy VIP, skąd świetnie widziałam całe widowisko. Niall był na tyle kochany, że załatwił mi tą miejscówkę. Po jakichś dwudziestu minutach koncert się rozpoczął. One Direction dało czadu. Dziewczyny rzucały w chłopaków przeróżnymi przedmiotami, zaczynając od kartek z numerami i pluszaków, kończąc na damskiej bieliźnie. Przed ostatnim numerem zespół zrobił małą przerwę. Nagle na scenę wyszedł Niall, zupełnie sam. Wziął do ręki mikrofon. Co on do diabła wyrabia, pomyślałam.
- Cześć wszystkim! - zaczął mój chłopak - Jest coś co bardzo chcę wam powiedzieć. Najpierw chciałbym jednak zaprosić na scenę wyjątkową osobę, która jest związana z tą informacją. Katie, przyjdziesz tu do mnie?
Najpierw stałam skamieniała. Zupełnie nie wiedziałam co mam robić. Pewnie nie ruszyłabym się tak przez kolejne godziny gdyby nie Paul, który popchnął mnie do przodu. Zaczęłam iść chwiejnym krokiem w stronę sceny. Co on sobie myśli?! Czy on zupełnie zgłupiał?! Jeśli tak duże grono osób dowie się o mojej ciąży, znienawidzą mnie. Mało tego, moje życie towarzyskie zakończy się bezpowrotnie. Mimo tego dotarłam jakimś cudem do Nialla. Uśmiechnął się do mnie i objął czule ramieniem.
- Kochani, jak już pewnie wiecie, Katie i ja jesteśmy razem. - pocałował mnie delikatnie w policzek - Nie przedłużając. Chciałem podzielić się z wami tą piękną wiadomością. Spodziewamy się dziecka.
Od strony widowni dało się słyszeć mnóstwo pomruków i okrzyków. Jednak nie były to okrzyki złości. Wręcz przeciwnie, wszyscy cieszyli się, uśmiechali. Na moją twarz mimowolnie wpłynął uśmiech. Kamień spadł mi z serca. Nikt nie odbierał tego źle, cieszyli się naszym szczęściem. Nagle po moim policzku spłynęła łza.
- Skarbie nie płacz. Tak bardzo cię kocham. - powiedział Niall.
- To nie łzy smutku, Niall. To łzy radości. - uśmiechnęłam się. - Ja też cię kocham. Tak mocno, jak nikt inny.
Staliśmy wtuleni w siebie na środku sceny. Wszyscy patrzyli na tę romantyczną scenę. Nagle przybiegli chłopaki.
- Koniec tych romansów gołąbeczki. - krzyknął wesoło Harry.
<włącz>
- Specjalnie na zakończenie! What Makes You Beautiful! Dedykowane tobie, Katie! - oznajmił Niall całej publiczności.
Zaśmiałam się radośnie. Pierwszy raz od nie wiem jak dawna czułam się bardzo, bardzo szczęśliwa. W reszcie wszystko się układa, pomyślałam. Stanęłam obok chłopaków i zaczęłam tańczyć. Podbiegła do mnie Danielle i reszta tancerzy. Wszyscy klaskali i machali do mnie. To wszystko tak bardzo podnosiło na duchu. Patrzyłam rozmarzona wgłąb publiki. Dostrzegłam ogrom uśmiechniętych twarzy ze wzrokiem skierowanym właśnie na moją osobę. Ktoś rzucił pluszaka, więc odruchowo go złapałam. Byłam pewna, że jest dla chłopaków, dlatego zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, co było napisane na karteczce. Ze łzami w oczach przeczytałam : "Jesteś cudowna Katie. Kochamy cię xx". Natychmiast pomachałam do fanek i ułożyłam z dłoni serduszko. Niall podszedł do mnie i objął w talii. Pokazałam mu maskotkę, a ten posłał mi rozbrajający uśmiech. Uklęknął na kolanie i zaczął śpiewać tak, jakbym istniała tylko ja. Kiedy skończył swoją partię, rzuciłam mu się na szyję.
- Kocham cię, na zawsze, na wieczność kochanie. - szepnęłam mu do ucha.
- Ja ciebie również. - musnął mój policzek swoimi delikatnymi wargami.
W szóstkę stanęliśmy w małym półkolu. Chłopaki śpiewali, uśmiechali się, podawali ręce fankom stojącym najbliżej. Kiedy przyszedł czas na solówkę Hazzy, dziewczyny niemal oszalały. Koło mojej twarzy przelatywały misie, kwiatki, a nawet staniki. Rozbawiona klaskałam w rytm muzyki. Byłoby cudownie, gdybym kiedyś mogła zaśpiewać z nimi, stwierdziłam. Gdy piosenka się skończyła, wszyscy jeszcze raz pomachaliśmy widowni, a następnie zeszliśmy ze sceny.
- To było świetne! - krzyknęłam, kiedy tylko dotarliśmy ponownie do garderoby - Gdzie wyście byli przez całe moje życie?
Trzęśliśmy się ze śmiechu. Byliśmy w tak dobrym nastroju, że nic nie było w stanie tego zepsuć.
- Co powiecie na pizzę? - zaproponował Niall.
- Oczywiście. - powiedział Louis - Pod warunkiem, że zamówimy ją do domu, i weźmiemy dwie, żeby Niall w spokoju się najadł. - oznajmił reszcie zespołu.
Wpadłam w niepohamowany śmiech. Mój cudowny chłopak wziął mnie na ręce i zaczął biegać jak oszalały po pokoju. Wygłupialiśmy się jak dzieci w przedszkolu.
- Nie za wesoło wam? - zaśmiał się Zayn.
- Niall będzie ojcem, więc teraz musi się wyszaleć, by potem świecić przykładem. - wyszczerzył się Lou.
- A żebyś wiedział Louis. Ty na pewno nie będziesz przykładem. - rzucił Niall. - Chyba, że Eleanor cię jakimś cudem zmieni, w co wątpię panie Paski i Marchewki Są Moją Własnością.
- Dobra, już dobra. Koniec tego! Idziemy do hotelu, bo ja i Danielle umieramy z głodu. - wtrącił się Liam.
Kiedy w końcu dotarliśmy do naszego apartamentu, zamówiliśmy pizzę (co nie obyło się bez długich sporów dotyczących wyboru między hawajską, a pepperoni) wszyscy byli już bardzo zmęczeni. Liam siedział w osobnym pokoju z Danielle.Harry się kąpał, Zayn stał przed lustrem i dogłębnie się sobie przyglądał, a Louis wbił się w fotel i wysyłał sms'y do Eleanor. Niall ulokował się na kanapie, a ja położyłam się wygodnie, kładąc głowę na jego kolanach. Rozległ się dzwonek do drzwi.
- Proszę! - krzyknął Louis.
Do pokoju wszedł starszy mężczyzna z dwoma pudłami pizzy w ręce.
- Przyniosłem pizzę. Należy się 25 dolarów. - powiedział.
W tej chwili, z łazienki wyszedł Harry. Jego włosy, jeszcze mokre, lekko zaczynały się zakręcać.
- O jasna anielko! To Elvis Presley! Ale.. On nie żyje! Chłopcy, powiedzcie mi, co tu się dzieje? - krzyknął dostawca.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Zayn wręczył mu do ręki banknot i wyprowadził z pokoju.
- Elvis, jak to się stało, że tutaj przyszedłeś? - powiedział dramatycznym, a zarazem roześmianym tonem Louis.
- Dajcie już spokój. Zaraz umrę z głodu. - roześmiał się Hazza.
Rzuciliśmy się na pizzę. Kiedy Niall skończył już swoją pizzę, nam zostało jeszcze pół.
- Niall, ty łakomczuchu! Czy ty nigdy nie przestaniesz jeść? - zapytałam z rozbawieniem.
- No cóż, będziesz musiała do tego przywyknąć. - odpowiedział łobuzerskim tonem. - Mieliśmy porozmawiać, pamiętasz? O twojej propozycji sprzed koncertu, tak?
- Jasne, to może się przejdziemy? - spytałam.
Wyszliśmy z apartamentu i skierowaliśmy się w stronę windy. Weszliśmy do środka i w spokoju czekaliśmy, aż zjedziemy z trzydziestego piętra na parter. Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie, obraz zaczął się zamazywać.
- Niall.. Nie czuję się dobrze. - wyszeptałam.
- Katie, co ci jest? - zapytał zaniepokojony.
Nie zdążyłam odpowiedzieć. Zemdlałam.

_____________________________
I jak? Może być? Proszę, jeśli przeczytaliście, zostawcie po sobie komentarz. :*
Wkrótce rozdział 4

piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 2

Siedział cicho, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. Nie miałam pojęcia, jak mam się zachować. Wyrzucałam sobie, że byłam głupia i nieodpowiedzialna. Nagle Niall chwycił mnie mocno za rękę. Zobaczyłam, że po jego policzku, powoli spływa łza. Automatycznie wyciągnęłam dłoń by ją otrzeć, nie lubiłam patrzeć jak cierpiał.
- Niall, ja przepraszam.. Nie chciałam.. - wyszeptałam błagalnym tonem.
- Katie.. Jak mogłaś? - niemal wykrzyknął.
- Ale.. Ja naprawdę, nie chciałam ci zniszczyć kariery..
- Jak mogłaś pomyśleć, że odrzucę ciebie i dziecko? Kocham cię niezależnie od tego, czy twoja ciąża zepsuje mi opinię czy nie. Będę najszczęśliwszym ojcem na świecie. Będę..jeśli mi ciebie nie zabraknie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! Dlaczego chciałaś mi to zrobić? Odebrać mi siebie? Sam umarłbym z tęsknoty, bo moje życie nie ma sensu, kiedy ciebie nie ma.
Wypowiadał słowa, targany sprzecznymi uczuciami. Widziałam, jak go to wewnętrznie rozdziera. Zrozumiałam, jak ogromny błąd popełniłam, chcąc odebrać sobie życie. Wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać.
- Niall, obiecuję! Choćby nie wiem co, nigdy od ciebie nie odejdę. Kocham cię, tak nie kochał cię nikt. Nie rozumiem, jak mogłam tak głupio postąpić. Błagam.. Tylko mi wybacz.. Proszę.. - szlochałam załamana.
Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy. Potem delikatnie podsunął mnie do siebie i złożył na moich ustach cudowny pocałunek.
- Kocham cię - wyszeptał, patrząc głęboko w moje oczy - już nigdy więcej nie rób niczego takiego, proszę.
- Obiecuję. Na pewno..
Leżeliśmy wtuleni w siebie, trwając w zgodnym milczeniu. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Dopóki jestem razem z nim, jestem w stanie pokonać wszystko, byłam tego w stu procentach pewna. Rozmyślałam tak jeszcze przez krótki czas, potem zasnęłam.

***
Obudził mnie dźwięk strojonej właśnie gitary. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ręce Nialla, troskliwie obejmujące mnie w talii. Nie wiem, jakim cudem udało mi się poznać tak wspaniałego chłopaka, ale na pewno go nigdy nie oddam, pomyślałam. Pogładziłam jego miękki policzek, a on powoli otworzył oczy. Uśmiechnął się w sposób, który zawsze przyprawiał mnie o zawrót głowy.
- Jak się spało? - spytał łobuzerskim tonem.
- Cudownie. - odparłam rozmarzona - Jak zawsze, kiedy leżę w twoich ramionach.
Przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował. Przytulaliśmy się do siebie przez długi czas. Nagle do pokoju wpadł Harry.
- Cześć gołąbeczki. Nie chcę wam przeszkadzać, ale nie wydaje wam się, że leżenie w łóżku do 13.00 jest lekką przesadą? - zapytał roześmiany.
- O matko! Zaczęliśmy już próbę? - krzyknął zaspany jeszcze Niall.
- Uspokój się wariacie. Dopiero stroimy sprzęt. Ogarnijcie się z lekka, zaczynamy dopiero za godzinę. - odpowiedział Harry i wyszedł z pokoju.
Wstałam z kanapy i skierowałam się w stronę szafy. Chwilę decydowałam, w co się ubrać, a kiedy w końcu wybrałam żółte szorty i zielony T-shirt poszłam się wykąpać. Zanim weszłam pod prysznic, przyglądałam się swoim ranom. Nieznacznie się zmniejszyły, jednak wciąż wymagały stosowania bandaży. Kiedy dokładnie obejrzałam każdy milimetr czerwonych śladów, odkręciłam niemal gorącą wodę i oddałam się rozmyślaniom. Rozcięta skóra szczypała w kontakcie z wodą, ale nie zwracałam na to uwagi. Miałam nadzieję, że te wydarzenia już niedługo pozostaną tylko wspomnieniem. Spojrzałam na swój brzuch. Był delikatnie zaokrąglony, ledwo widocznie.
- Maluszku, czekamy na ciebie.. - uśmiechnęłam się.
Stałam tak jeszcze chwilę pod ciepłym strumieniem kojącej wody. Po wyjściu z łazienki zastałam wielki bałagan w salonie.
- Chłopaki! Co się tu dzieje? - spytałam.
W tej samej chwili z sąsiedniego pokoju wybiegł Louis, trzymający w ręce butelkę żelu do włosów. Zaraz po nim przybiegł Zayn, który zdenerwowany wykrzykiwał wszystko, co mu ślina na język przyniesie.
- Oddaj mi to głupku, bo pożałujesz! Mam w połowie niedokończoną fryzurę! Wyglądam jak kretyn! - rzucał słowami wzburzony Zayn.
Zaczęłam się głupio śmiać, tak że wszyscy przystanęli i wlepili we mnie wzrok.
- No co? To takie zabawne. - wypowiedziałam pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
- Tak, ona zdecydowanie ma rację. - stwierdził Louis i też zaczął się śmiać.
Cały apartament trząsł się ze śmiechu, a to wszystko dzięki mnie. Brawo Katie, w końcu zaczynasz naprawiać sytuację. Poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i romantycznie całuje po szyi.
- Cześć kotku, pójdziemy na spacer? Chciałbym z tobą porozmawiać. - wyszeptał mi do ucha Niall.
- Oczywiście, co tylko zechcesz. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Ubrałam moje ukochane, czerwone conversy, narzuciłam cienką kurtkę, aby rany na ręce nie były widoczne i wyszliśmy. Zaprowadził mnie nad piękny staw, jeszcze nigdy tu nie byłam. Spacerowaliśmy, trzymając się za ręce. Mijaliśmy wiele par, które prowadziły wózek z dzieckiem. W głębi duszy cieszyłam się, że wkrótce będę mamą. Odkąd pamiętam, uwielbiałam opiekować się dziećmi, bawić się z nimi. Nie byłam pewna, czy Niall czuje to samo, ale wiedziałam, że mnie bardzo kocha, co znaczyło, że kocha też i nasze dziecko.
- Niall, mówiłeś, że chciałeś ze mną o czymś porozmawiać? - spytałam.
- Ach, tak. Posłuchaj, moja mama już od dawna powtarza, że bardzo chciałaby cię poznać. Dziś dajemy ostatni koncert podczas tej trasy, a jutro wracamy do domu. Miałabyś coś przeciwko jeśli w weekend pojechalibyśmy do niej na obiad? - wyjaśnił chłopak.
- Oczywiście, fajnie będzie w końcu poznać twoją mamę. - odparłam - Będziemy tylko my, czy chłopaki też?
- Chłopaków też mama zaprosiła. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Bałem się, że możesz się nie zgodzić. Katie, a może masz ochotę na lody? - uśmiechnął się niewinnie.
- Do tej pory myślałam, że nie jestem głodna, ale kiedy wspomniałeś o jedzeniu, zmieniłam zdanie. Chodźmy. - zaśmiałam się i ruszyliśmy do budki z lodami.
Kiedy weszliśmy do hotelowego pokoju, rozległy się krzyki i pomrukiwania.
- Niall! Gdzieś ty się podziewał! Jesteś taki nieodpowiedzialny! Co się z tobą dzieje? - krzyczał Harry - Dwie godziny temu rozpoczęliśmy próbę, a ty sobie w najlepsze wychodzisz na spacerki! Dajemy dzisiaj koncert, zapomniałeś?!
- Czy ty im o niczym nie powiedziałeś? - zapytałam mojego chłopaka - Oni nie wiedzą dlaczego jesteś taki rozkojarzony? Poza tym, mówiłam, że nie chcę rujnować ci kariery..
- Nic się nie stało Katie. To tylko i wyłącznie moja wina. Chłopaki, przepraszam. To był ostatni raz, kiedy taka sytuacja miała miejsce. Jest coś co musimy wam powiedzieć..
- Stary, wiesz, że nie krzyczałem po to, żeby było ci przykro. - rzekł Harry, który czuł się winny - a teraz mówcie, o co chodzi?
- Dobra, sama nie wiem jakby to powiedzieć.. - zaczęłam niepewnie - No cóż.. Jestem w ciąży.
Nastała pełna napięcia cisza. Nagle chłopaki zaczęli mnie przytulać, przybijać Niallowi piątki, cieszyć się jak mali chłopcy. W końcu poczułam się pewnie. Jakoś to wszystko się ułoży. Jestem pewna. Pogładziłam brzuch i dołączyłam do chłopaków, którzy właśnie zabierali się do szykowania się przed koncertem.

__________________
i jak? podobało się? :)
już wkrótce dalsza część.